środa, 14 listopada 2012

Torres: Najważniejszy jest zespół.



Londyn z pewnością jest miejscem konglomeratu wielu kultur. Podobnie jest w piłkarskich zespołach stolicy Anglii, gdzie jednak od 2011 roku wzmocniła się m.in. jedna narodowość. Chodzi o Hiszpanów, których reprezentacja jest całkiem spora zwłaszcza w Chelsea.

Już wcześniej w barwach 'The Blues' grali Hiszpanie jak Albert Ferrer w 2002 roku czy Asier Del Horno w 2005 roku. Prawdziwa inwazja zaczęła się jednak dopiero od kupna Fernando Torresa, do którego dołączyli Juan Mata, Oriol Romeu i Cesar Azpilicueta, a przecież warto wspomnieć również o członkach sztabu szkoleniowego londyńczyków o tej właśnie narodowości: doktorze Paco Biosca, pięknej Evie Carneiro i terapeucie Ivanie Ortedze.

Nie, pozostali hiszpańscy zawodnicy wcale nie patrzą na mnie jak na ojca. Co prawda wszystko co robię staram się robić dla całego zespołu, ale nie lubię być liderem. Wszyscy Hiszpanie grający w Chelsea są jeszcze młodzi i wszyscy jesteśmy przyjaciółmi. Z Juanem gram już od czasu Pucharu Konfederacji z 2009 roku i właśnie od tamtego czau byliśmy kolegami - mówi Fernando Torres.

Byłem bardzo szczęśliwy, kiedy przeniósł się do Chelsea. Wspólnie pomagaliśmy Oriolowi i Cesarowi w asymilacji w nowym klubie. Oprócz nas Hiszpanie są również w sztabie szkoleniowym - ogólni jest nas więc siedmiu, więc to wszystko ułatwia życie nowym chłopakom.

Wśród nas nie ma lidera, który mówiłby za innych. Musimy sobie wzajemnie pomagać. Pamiętam, że kiedy trafiłem do Liverpoolu pomocną dłoń wyciągnął do mnie Pepe Reina, przez co sprawy stały się dla mnie łatwiejsze. Kiedy byłem kapitanem Atletico moim zadaniem była pomoc innym. To podstawa w futbolu: tworzenie atmosfery w celu uformowania grupy przyjaciół. Nie jest to łatwe, ale musisz próbować
- dodaje Fernando.

Kiedy trafiłem do Atletico w wieku 16 lat, nikt nie chciał ze mną rozmawiać, każdy czuł się zagrożony. Nikt nie znał mojego nazwiska i nazywali mnie 'El Nino'. Nie podobało mi się to, czułem, że nie tak to powinno wyglądać, ale szatnia to mieszanka wielu kultur. W wieku 19 lat zostałem kapitanem tego zespołu, ale faktycznie wciąż byłem dzieciakiem uczącym się od starszych ode mnie. Miałem opaskę kapitana, ale liderami byli inni.

Niełatwo jest odnaleźć się w nowym miejscu, wiem coś o tym, więc teraz staram się chronić takich piłkarzy. Sam jestem nieśmiały i spokojny, choć w takim mieście jak Madryt w którym gra Real niełatwo jest kibicować Atletico. To trochę niesprawiedliwe czuć się przygnieciony potęgą największego klubu na świecie
.

Obecnie jedyną niesprawiedliwością jaką widzi Torres w Chelsea jest... brak przestrzeni w szatni, którą odebrał mu jeden z przyjaciół. Chodzi o Juana Matę, który ma szafkę obok szafki Fernando.

Taaak, chciałbym przenieść swoją szafkę gdzieś dalej od niego! Wciąż muszę znosić jego bałagan! Nie wiem czy to da się opisać. Ma jakieś gazety, listy, zdjęcia, ubrania, kremy - wszystko! Najlepiej gdyby nie otwierał drzwiczek swojej szafki, bo wtedy ten bajzel jest jeszcze większy
- śmieje się napastnik.

Niezależnie od tego lubimy się gdzieś wspólnie spotkać: na kolacji czy nawet wspólnym oglądaniu telewizji. Kiedy jesteś w nowym mieście, starasz się być obok tych, których znasz.

Fernando niejednokrotnie podkreśla, że nauczył się wyrzeczeń dla dobra całego zespołu i nie mogą temu zaprzeczyć nawet jego najwięksi krytycy.

Piłka nożna to sport drużynowy, nie indywidualny. Gramy wspólnie i każdy z nas jest lepszy jeśli jest częścią teamu. Wygrywając Ligę Mistrzów każdy z nas staje się lepszym piłkarzem, ale jeśli wygrasz indywidualną nagrodę a twój zespół po nic nie sięgnie, to nic nie znaczy. Musisz wygrywać z drużyną i dla niej - kończy Torres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz