wtorek, 27 listopada 2012

Był raz sobie El Nino...



Fernando Jose Torres Sanz albo po prostu 'El Nino' - przez jednych uważany za genialne dziecko hiszpańskiej piłki, wzór do naśladowania a przez innych uznawany za zdrajce, piłkarza niespełnionego...

Te skrajne opinie sprawiają że jest on bardzo wyrazistym typem piłkarza. Czy jest w formie czy nie zawsze skupia na sobie uwagę czy to mediów czy kibiców. Przez jednych uwielbiany przez innych szkalowany. Nie jest to taki typ piłkarza jak chociażby Zlatan Ibrahimović, Mario Balotelli, czy John Terry którzy są raczej kimś w rodzaju celebrytów. Swój wizerunek nakreślają oni nie tylko poprzez swoją świetną grę ale i wybryki czy to na boisku czy poza nim.

Fernando to inny typ człowieka. Rozwody, używki, burdy? Nic z tych rzeczy. Swoją przyszłą żonę Olallę poznał w wieku... 8 lat. Ze ślubem wstrzymali się jeszcze kolejnych 17 lat. Mają dwójkę dzieci 3 letnią Norę i o rok młodszego Leo. Ich imiona zresztą wytatuował sobie na swoim ciele.
Nie są to jednak jedyne tatuaże które posiada Hiszpan. Jest tam tez m.in. data jego pierwszego pocałunku z Olallą, numer "9", czy własne imię w języku... tolkienowskich elfów - tak tak - Nando jest fanem Tolkiena.

torres

"... Był raz sobie taki piłkarz co się Fernando Torres zwał, dla jednych w kiepskości trwał dla innych bożyszczem być miał... BYŁ...".
Zinedine Zidane, Ronaldo Luis Nazario de Lima, Romario, Batistuta - każdy z nich wielki, każdy z nich też kiedyś miał gorsze chwile, okres totalnego nieładu i składu, ale potrafili wrócić w glorii chwały i cieszyli publikę swoją grą...i na tym mógłbym zakończyć ale nie mogę tego zrobić, nie potrafiłbym. Jak setki tysięcy fanów tego talentu na całym świecie wierzę że ta karta historii nie zmierza ku końcowi, wierzę że jest to jej jakaś część, część bez której ta całość którą będziemy wspominać za 10 czy 15 lat bez tego słabszego okresu w jego karierze nie miałaby już takiego smaku.

Cofnijmy się jednak do roku 1989...
Mały Torres ma 5 lat. Rodzice Flori i Jose zaprowadzają go na trening do zespołu Parque 84... stanął pomiędzy słupkami i kto wie jakby potoczyły się dalej losy małego Nando gdyby nie feralny wypadek podczas którego to stracił kilka zębów. Wraz z nimi "wybił" też sobie (na szczęście) pozycję goalkeepera.
Porzucił rękawice i powędrował na drugi koniec boiska do ataku. Zaczął grać w futsalowym zespole Mario's Holland, potem było jeszcze Rayo 13 aż został wypatrzony przez Atletico Madryt. Trafił tam w wieku 11 lat.

Jego talent zaczął przywdziewać coraz to bardziej wyraziste kolory. Błyskawicznie przedzierał się przez kolejne szczeble wiekowe klubu z Madrytu. Jego gra i talent sprawiły że stał się jednym z największych diamencików piłkarskich w europie. Zaczęły się nim interesować największe hiszpańskie kluby na czele z Realem Madryt i Valencią jednak miłość do Atletico którą zaszczepił w nim jego dziadek sprawiała iż nie kwapił się on do przywdziania innych barw klubowych.

Przedzierał się poprzez kolejne grupy kadr młodzieżowych reprezentacji swojego kraju. W każdej był jej liderem. W Primera Division zadebiutował w wieku 17 lat, w pierwszej reprezentacji w wieku 19 lat. Obwieszczony jako "cudowne dziecko hiszpańskiej piłki" stał się jedną z największych gwiazd nie tylko europejskiego ale i światowego futbolu. Zbierał żniwa w postaci tytułów i medali, osiągnięć zarówno indywidualnych jak i zespołowych, klubowych i reprezentacyjnych.

Interesowały się nim największe marki europejskiej piłki. Ostatecznie transfer udało się sfinalizować Liverpoolowi. O tym jak bardzo pożądanym piłkarzem był w ów czasach Torres może świadczyć kwota transferu - 25 milionów funtów + nie byle kto bo... Luis Garcia.

torres

O ile z tych 25 milionów klub z Madrytu mógł być zadowolony o tyle z Luisa już nieco mniej. Zaledwie 2 gole w 49 meczach w hiszpańskiej lidze respektu budzić raczej nie mogły. Zgoła odmienne odczucia mogli mieć fani Liverpoolu. Nawet najbardziej sceptyczni znawcy którzy uważali iż zarząd klubu z zachodniego wybrzeża północnej Anglii "przesolił te zupę" patrzyli jak rozkwita przyszła legenda klubu z Anfield. Z miejsca stał się siłą napędową drużyny. Strzelał, podawał, zachwycał swą grą wszystkich.

W pierwszym sezonie strzelił na boiskach Premier League 24 bramki w 33 meczach co było wynikiem niebywałym. W każdy kolejnym sezonie tylko utwierdzał w tym że jest napastnikiem kompletnym. Zmysł i instynkt strzelecki sprawiały że nawet najlepsi bramkarze musieli wyjmować częściej piłkę z siatki niż zazwyczaj. Fenomenalnie układała się jego współpraca z Xabi Alonso i Gerrardem. Mimo iż od wielu sezonów pokazywał swoją wielkość jak sam wspominał osoba Rafaela Beniteza miała wielki wpływ na jego poprawę umiejętności, rozwój i pewność siebie potrzebną do zaaklimatyzowania w nowym otoczeniu. Swą grą czarował i pewnie czarowałby nadal gdyby nie ...feralny 13 stycznia 2010. Wielu uważa ten dzień jako początek końca Torresa. Kontuzja kolana którą się wtedy nabawił wyeliminowała go z gry na kilka tygodni.

Rok później doszło do jednej z największych transakcji w historii piłki nożnej. Za sumę opiewającą na około 58 milionów euro przeszedł do Chelsea 
Londyn. Tym razem już jako gwiazda, piłkarz światowego formatu.
Dla kibiców z Liverpoolu od bohatera jego akcje powędrowały do mniej niż zera. Krytykowali go byli koledzy klubowi, kibice Liverpoolu palili koszulki z jego nazwiskiem, a nawet grożono mu śmiercią. 

Zaistniała sytuacja, ciężar tych milionów zarzucona na jego barkach, niewyleczona kontuzja. Wszystkie te aspekty na pewno nie mogły ułatwić aklimatyzacji w nowym klubie. 
Na śniadanie od razu mecz z byłym klubem. Do tej pory zastanawiam się jakby się wszystko potoczyło gdyby El Nino wykorzystał sytuację którą miał niemalże po kilku chwilach od pierwszego gwizdka sędziego... nie udało się.

torres

Kolejne mecze kończyły się podobnie, dobra gra nie przekładała się jednak na bramki. Pętla się zaciskała, media zaczęły liczyć mu minuty bez bramki, wypominać każdą sytuację, każde złe przyjęcie piłki... nawet tytuł króla strzelców Mistrzostw Europy w 2012 roku nie zaspokoił oczekiwań.
Sytuacja zaczęła się robić co raz bardziej patowa. Torresowi brakowało ewidentnie kogoś takiego jak Xabi Alonso, Gerrard w Liverpoolu czy wcześniej Diego Simeone, Nano w Atletico Madryt - kreatorów którzy prostopadłymi podaniami otwierali mu drogę do bramki.

Sytuacja ta zmieniła się dopiero w tym sezonie. Z drużyny odszedł Drogba, Juan Mata otrzymał posiłki w postaci: Edena Hazarda i Oscara. Trio londyńskich armat "MAZACAR" co raz mocniej się zazębia, można więc liczyć iż będą oni niszczyć mury obronne każdego rywala, co pod okiem Beniteza skrzętnie będzie potrafił wykorzystywać El Nino. W końcu to pod wodzą Rafy Nando rozwinął w pełni skrzydła. 

Mam nadzieję że nowy stary trener Torresa poukłada grę Chelsea i doprowadzi do tego iż te utrącone skrzydła znowu pozwolą El Nino
latać...


felieton autorstwa matheo88

1 komentarz:

  1. Świetny felieton! Bardzo podnoszący na duchu i potęgujący wiarę w El Nino. Brawa dla matheo88 (kimkolwiek On jest :P)
    Mam wielką nadzieję, że zmiany jakie zaszły w ostatnich tygodniach, w Chelsea przyniosą pozytywne skutki wieloletniej, ciężkiej i żmudnej pracy Torresa (na tym czy innym stadionie, dla tego czy innego klubu), oraz że w jego grze będzie można ujrzeć coś innego, niż ciężar 58 milionów, który ogranicza możliwości i potęguje presje, która z każdym dniem narasta. Muszę przyznać, że czasem ciężko ogląda mi się mecze Chelsea, oraz niewykorzystane okazje nr 9, ale nigdy nie jetem zła, bo zdaję sobie sprawę w jak patowej sytuacji się On znajduję. Zdarza się natomiast, że jestem rozczarowana, ale wiem, że bycie piłkarzem to nie tylko dni chwały, ale też trudniejsze okresy i mimo chwil rozczarowań, cały czas wierzę, że nadejdzie taki moment, gdy swoją formą Torres zamknie usta wszelakim krytykom i wyzbędzie się tego ciężaru ze swoich barków. Wierzę i wiem, że Fernando nadal jest dobrym piłkarzem, trzeba Mu tylko dać szansę, czas i oczywiście być wyrozumiałym, pamiętając, że w ostateczności każdy jest tylko człowiekiem.
    Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za tego bloga :)

    OdpowiedzUsuń