poniedziałek, 5 listopada 2012

Biografia - Rozdział IV: Moje madryckie życie.




Dziennikarz raz poprosił mnie o wywiad i sesję zdjęciową w samym centrum Madrytu. Rzecznik prasowy Atletico Madryt zgodził się i zadzwonił do mnie jednego dnia po treningu. „Pójdziemy przeprowadzić wywiad i zrobić kilka zdjęć na Plaza Mayor na Puerta del Sol” – powiedział do mnie. Plaza Mayor i Puerta del Sol to jedne z najbardziej charakterystycznych i ruchliwych miejsc w sercu Madrytu.
„Zwariowałeś? – zapytałem.
„Będzie dobrze. – odpowiedział. – „Nikt nie wie, kim jesteś”.
Nie było źle. To było Boże Narodzenie 2001 roku, miałem siedemnaście lat i byłem w pierwszej drużynie Atletico tylko od sześciu miesięcy. Byłem praktycznie anonimowy, robiliśmy to obok straganów, które powstają na Boże Narodzenie na Plaza Mayor, pod słynnym zegarem, obok pomnika niedźwiedzia i drzewa truskawkowego – godła miasta i fragmentu herbu Atletico. Następnie robiliśmy zdjęcia z kanapką, typową w starym centrum Madrytu. Nie było najmniejszych kłopotów.
Gol przeciwko Deportivo La Coruna, potem jeszcze jeden z FC Barceloną, zmieniły moje życie. Przeszedłem z anonimowego dziecka do osoby znanej przez prawie wszystkich. Sława przychodzi tak szybko, że nie możesz nic zrobić. Ona skrada się do ciebie i zanim się zorientujesz, jesteś nią ogarnięty, nagle, jesteś w oczach opinii publicznej.
Rok po tym Bożym Narodzeniu, spacerując po Madrycie, moje nazwisko przekroczyło granice. Po czterech meczach przeszedłem z osoby anonimowej do gracza, o którym mówią ludzie. Gola, którym pokonałem bramkarza Deportivo – Jose Molinę, zdobyłem, kiedy piłka przeleciała nad głową Noureddine Naybeta, a kolejnego, tym razem z Barceloną, po wyprzedzeniu Franka De Boera i pokonaniu Roberto Bonano. Wtedy zacząłem zwracać na siebie uwagę. Klub musiał to zahamować. Pomiędzy tymi dwoma meczami, stanęliśmy w obliczu Realu Madryt, a rzecznik prasowy miał ponad czterdzieści wniosków o wywiady ze mną. To już nie był krok po kroku, teraz wydaje się, że to był start. Ludzie zaczęli mnie rozpoznawać, a presja wzrosła. Coraz bardziej powszechne było pojawianie się na okładkach gazet, normalne rzeczy stały się trudne do robienia. Chodzenie na posiłki, do kina, na koncerty lub nawet na kawę stało się utrapieniem. Nic nie było takie same jak przedtem.
Moja niezależność zniknęła. Stało się to dla mnie jasne w czasie jesieni 2004 roku. Po letnich wakacjach dostałem list od madryckiego muzeum figur woskowych, które chciało zrobić moją podobiznę. Nie rozumiałem, dlaczego chcieli postawić mnie wśród wielu hiszpańskich sportowców. Po zrobieniu pomiarów, model był gotowy w październiku. Poszedłem na jego odsłonięcie. Byłem pierwszym graczem Atletico, który tam się znalazł. Obok „mnie” byli Zidane oraz Raul jak i szereg innych sportowców jak Angel Nieto, trzynastokrotny zwycięzca mistrzostw motocyklowych, Miguel Indurain, pięciokrotny zwycięzca Tour de France, Carlos Sainz, dwukrotny zwycięzca rajdu i Arantxa Sanchez Vicario, jedna z największych hiszpańskich tenisistek. Byłem tam,  ubrany w letni strój Atletico, z piłką przy prawej ręce, podpisaną przez moich klubowych kolegów.
Dwa miesiące później przybył wniosek z rady miasta Madrytu. Zostałem poproszony o otwarcie wraz z burmistrzem Alberto Ruizem-Gallardonem, obchodów Bożego Narodzenia z balkonu ratusza na Plaza de la Villa. Moim obowiązkiem było włączyć światła i odczytać pregon– ogłoszenie, że święta zostały oficjalnie otwarte.
Stawało się to coraz trudniejsze, przez wydarzenia i sławę. Tak bardzo, że moja dziewczyna Olalla zaczęła kupować mi ubrania: mogłem pojawić się w sklepie, tylko jeżeli szedłbym wcześnie rano w weekendy. Wiele innych spraw w ciągu dnia było niemożliwych; nie mogłem zrobić niczego prostego, musiałem uciekać do przymierzalni i tam próbować. Wiedziałem, że jeżeli będziemy chcieli iść do kina, będziemy musieli wejść na salę w ciemności, zaraz po starcie, żeby nikt mnie nie zobaczył. Zaczęliśmy tak robić, kiedy pewnego razu ludzie widzieli, zauważyli mnie, siedzącego obok nich. Dostałem masę wiadomości, później był ogromny tłum ludzi czekających na mnie przy wyjściu.
Musisz przyzwyczaić się i nauczyć się radzić sobie ze sławą. Dwie takie imprezy postawiły mnie w oczach opinii publicznej. Pierwsza stała się, kiedy zaliczyłem swój debiut dla reprezentacji Hiszpanii w towarzyskim meczu przeciwko Portugalii 6 października 2003 roku; druga zaczęła się jako żart, ale skończyła się tak, że stałem się jeszcze bardziej rozpoznawalny. Jadłem wraz z moim przyjacielem, Danim Martinem, liderem grupy El Canto del Loco. Zaproponował mi, żebym wystąpił w ich teledysku z aktorką Natalią Verbeke. To było bardzo zabawne. Teraz, kiedy widzę teledysk w telewizji, mam wiele wyobrażeń tego, co się tam dzieje. Nawet nie połowa tego, co zrobiliśmy, znajduje się w teledysku; kręciliśmy bardzo dużo, w końcu zostało wybrane, więc jest tak krótko. Byłem tam do późnej nocy, a Dani nie ukończył aż do świtu. Nie musi być tysiąca pobrań, ale jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego. Ta sama rzecz stała się, kiedy inna hiszpańska grupa, Cafe Quijano, przyjechała do Las Rozas, aby nagrać z nami piosenkę, napisaną, aby towarzyszyła reprezentacji podczas Euro 2004. Byłem pierwszy na scenie i chwyciłem gitarę. Nie mogłem grać sam.
To nie był jedyny raz, kiedy Dani wpędził mnie w kłopoty. Muszę przyznać, że zarumieniłem się, kiedy zaprosił mnie na scenę podczas jednego z koncertów w Fuenlabradzie. Ale najgorsze było to, co pewnego stało się z nami w centrum handlowym na północy Madrytu. Nie często chodzę na zakupy do centrów handlowych, ale jednego dnia poszedłem z nim do sklepu jako jego własny przyjaciel. Nie wiedziałem jak to jest chodzić na zakupy z gwiazdą popu, ale szybko się o tym przekonałem. Na końcu sprzedawczyni w sklepie musiała wezwać ochronę, żeby usunęła ludzi, a my wyszliśmy tylnym wyjściem.
Mówią, że jesteś sławny, kiedy kończysz na Spitting Image oraz kiedy program Canal Plus Noticias del Guinol robi marionetkę Fernando Torresa. Udałem się do jednej z najpopularniejszych hiszpańskich komedii o nazwie 7 Vidas. Grałem siebie z dwoma fantastycznymi aktorami – Gonzalo de Castro i Santim Rodriguezem. Epizod nazywał się „Najgorsze wesele mojego przyjaciela”. Mimo że nie czułem się na miejscu i byłem bardzo nerwowy, wspaniale było wziąć udział w moim ulubionym programie.
Im bardziej byłem sławny, tym mój świat był mniejszy i mniejszy. Jadłem śniadanie każdego ranka w tej samej kawiarni, obok stacji benzynowej, gdzie spotykało się wielu moich klubowych kolegów. Następnie chodziliśmy gdzie indziej – do pięknej argentyńskiej cukierni niedaleko obiektów treningowych. Po pracy zatrzymywaliśmy się w barze na mały napój niedaleko mojego domu, następnie udawałem się do domu na odpoczynek, co jakiś czas do Madrytu na hamburgera, aby przejść z diety normalnego piłkarza na moją zwykłą.
To, co robiliśmy w wolnym czasie zmieniało się z tygodnia na tydzień. Często udawaliśmy się na kręgle, niemalże codziennie graliśmy na PlayStation. Jeśli była ładna pogoda, jeździłem niedaleko domu moich rodziców na kładzie, otrzymanego od hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej za zakwalifikowanie się do Euro 2004 w Portugalii. Czasami biegałem z kumplami po boisku o wymiarach 20x8 metrów na ogródku moich rodziców. Nazwaliśmy je Flori Stadium na cześć mojej mamy, czasem umawialiśmy się z innymi osobami z okolicy i graliśmy przeciwko tamtejszym dzieciom. To były wspaniałe mecze.
Cokolwiek robisz, sława oznacza chodzenie do coraz mniej znanych miejsc z przyjaciółmi, można zaufać tylko lojalnym ludziom. Kiedy o tym myślisz, zdajesz sobie sprawę, że możesz lepiej kontrolować swoje życie tylko w tych miejscach, które zawsze były takie same. Jaki jest sens życia w dużym mieście, jeżeli nie możesz się nim cieszyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz