poniedziałek, 5 listopada 2012

Biografia - Rozdział V: Katedra - Anfield.



“W Liverpoolu są dwie wspaniałe drużyny: Liverpool i rezerwy Liverpoolu.” 
Michael Robinson, który zacytował słowa słynnego Billa Shankly’eja, menadżera, którego filozofia zrewolucjonizowała Liverpool Football Club i zmieniła historię na zawsze. Michael, były gracz Liverpoolu, a obecnie komentator w hiszpańskiej telewizji, był moim towarzyszem w dzień, kiedy poszliśmy do muzeum na Anfield, aby zrobić dokument do telewizji. Mieszkałem w mieście sześć miesięcy, ale nie znalazłem przedtem czasu, żeby zobaczyć jeden z klejnotów korony the Reds, choć byłem w stanie wziąć na wycieczkę przyjaciół, którzy przyjechali z Hiszpanii mnie odwiedzić.
Na szczególne uznanie zasługują osiągnięcia byłych zawodników, mężczyzn, którzy zrobili wielki klub. To było zimny lutowy poranek w 2008 roku, Michael wyjaśnił mi jak ważny dla fanów był Kenny Dalglish – przestrzeń przeznaczona dla Pucharu Europy wyglądała wspaniale. Wyjaśnił także znaczenie pomnika upamiętniającego fanów, którzy tak brutalnie stracili swoje życie na Hillsborough i mozaik, utworzonych na cześć tych, którzy z miłości, wierności i dumy pomogli wynieść imię Liverpoolu za bramy miasta. Jeśli jest jedna rzecz, która stała się dla mnie naprawdę ważna od czasu wprowadzenia się do Anglii, to ogromny przypływ fanów Liverpoolu. To niesamowite. Nigdy nie widziałem kibiców, którzy krytykowali gracza Liverpoolu, kiedy drużyna przegrywała. Każdy gracz marzy o takich fanach. Tutaj, na Anfield, mamy ich.
Minęło sześć miesięcy od specjalnego dnia na Anfield w lipcu 2007 roku, kiedy ogłoszono podpisany przeze mnie kontakt. Po południu deszcz ustąpił miejsca słońcu na Merseyside. Nie było łatwo, więc Benitez wyjaśnił mi, co będzie się dziać podczas mojej prezentacji. „Nie jest tak jak w Hiszpanii” – powiedział. – „Normalnie przedstawiamy nowych zawodników w spokoju, w Melwood. Ale ponieważ ty kosztowałeś bardzo dużo, pojedziemy otworzyć Anfield.”. Widziałem przedtem prezentacje piłkarzy Liverpoolu. Pamiętam pierwszy dzień Luisa Garcii i Xabiego Alonso. Wiedziałem, że nie będę musiał założyć całego stroju, butów i całej reszty oraz nie będę musiał kopać piłki na boisku, aby fotograf mógł uchwycić chwilę i wysłać zdjęcia całemu światu, jak to się dzieje w Hiszpanii. Wydawało mi się, że pamiętam, że Luis i Xabi mieli na sobie dresy i trzymali szaliki Liverpoolu, miałem na sobie garnitur i eleganckie obuwie, gotowy na swoją konferencję prasową. Ale szybko znalazłem się w małym pokoju, zdjąłem kurtkę, koszulę i krawat i założyłem czerwoną koszulkę Liverpoolu. W pierwszej chwili nie chciałem nosić koszulek innych klubów z wyjątkiem Atletico. Zobaczyłem siebie w lustrze: dalej byłem w czerwonym. Założyłem numer 9, ale byłem przekształcony.
Spojrzałem w dół: moje spodnie i buty nie były zmienione. Ubrany w sportową koszulkę, spodnie od garnituru i eleganckie buty wyglądałem trochę dziwnie. Szedłem w kierunku bajecznego tunelu, prowadzącego do wyjścia na Anfield. Rafa zatrzymał mnie przy napisie „This is Anfield”. „Shankly umieścił to tutaj, żeby wszyscy wiedzieli dokładnie, gdzie są”. Miał rację. Poprzedniej nocy zacząłem czytać książkę i oglądać film na DVD o historii Liverpoolu, aby pomogło mi to w dowiedzeniu się o klubie. Shankly, Paisley, Dalglish… jedne z nazwisk, które byłem zobowiązany zapamiętać na ostatnie szalone dni. Kiedy weszliśmy na schody, Skankly pojawił się ponownie, a Benitez opowiedział mi historię o nim i o Kevinie Keeganie.
Usiedliśmy na trybunach Anfield, błyski fleszy były naokoło nas. Miałem założoną koszulkę na krótki rękaw i czułem chłód. Pomyślałem sobie „I to jest lipiec!”. Zwróciłem się do Rafy i powiedziałem: „Wow, jest zimno!”. „Zimno? Tutaj? Tutaj nigdy nie jest zimno”. – odpowiedział z wielkim uśmiechem. Spojrzałem w górę i zobaczyłem dokładny obraz tego, co zawsze wyobrażałem sobie o angielskim stadionie: mały, mocny, tylko 45 000 miejsc, blisko boiska, stary, ale ciepły – ziemia z uczuciem. Co za hałas musi tutaj być! Uświadomiło mi to, jak ważna jest historia klubu, tradycja nie mija wśród fanów, flagi, hymn, banery – całość meczu – dzienny rytuał, który przeciekł przez klubową historię. Zawsze jest dużo szczegółów w przeciwieństwie do Hiszpanii, gdzie tożsamości klubów giną – kilka pokoleń później nie wiadomo o tradycji i tożsamości swoich klubów, to sprawia, że czują się nieswojo.
Z trybun zeszliśmy po schodach, zatrzymując się w schronieniu. Trudno nawet zdawać sobie sprawę, następnie byliśmy z powrotem wśród miejsc, gdzie siadają normalni kibice na głównej trybunie. „Nie chcę cię widzieć tutaj ponownie” – ostrzegł Benitez. Rozumiałem bossa. Dopiero w trzecim meczu sezonu zdałem sobie sprawę, gdzie była wytyczona techniczna przestrzeń, to było tak małe.
Kiedy zdjęcia były zrobione, nadszedł czas, aby powiedzieć pierwsze słowa jako gracz Liverpoolu. Najpierw jednak zapytałem jednego z członków personelu, który dał mi moją pierwszą koszulkę Liverpoolu, czy mogę ją zabrać później do domu. Kiedy słowa te wypłynęły z moich ust, Benitez zwrócił uwagę, że koszulki piłkarzy po prezentacji są zwykle przekazywane na cele charytatywne. Ponieważ to było bardzo wyjątkowe, pierwsza koszulka graczy nie jest później noszona, normalnie podnoszą ceny. Bez problemu. Moja koszulka została zlicytowana na walkę z rakiem. Irlandzki biznesmen dostał ją za 4900 funtów.
Z trenerem działającym w charakterze tłumacza, rzecznik prasowy klubu wyjaśnił mi, na czym będzie polegać konferencja prasowa. Miała być podzielona na cztery części dla czterech różnych typów dziennikarzy. W Hiszpanii jest jedna konferencja prasowa dla wszystkich mediów, wszystko jest razem. Zobaczyłem jednego z Hiszpanów, towarzyszącego mi. Wzruszył tylko ramionami i powiedział: „Witaj w Anglii!”. Pierwsza część była przed kamerami telewizyjnymi. Usiadłem obok miłego faceta, Phila, który był tłumaczem.
Zanim powiedziałem mediom, Rafa żartował, co mówiłem dzisiaj do mediów w Madrycie, na Vicente Calderon. „Powiedziałeś im, że Atletico zawsze będzie w twoim sercu” – uśmiechnął się. – „Pomyśl dokładnie, co masz zamiar powiedzieć teraz. Możliwe, że będziesz musiał im powiedzieć, że masz bardzo duże serce – jedno, z pokojem dla obu klubów”.
Powiedziałem im coś w rodzaju: „Podpisałem kontakt z wielkim klubem, drużyną mistrzów, jednym z największych klubów na świecie. Mam nadzieję, że będę mógł przyczynić się do ich sukcesu i stać się mistrzem.”
Media kontynuowały wesołe, z Philem i Ianem Cottonem, rzecznikiem prasowym klubu, który zawsze był przy mnie: ogólna konferencja prasowa, radio, gazety codzienne, a następnie niedzielne. Kiedy myślałem, że skończyłem, Phil zabrał mnie do innego pokoju. Ze strachem w oczach powiedział: „Teraz musisz porozmawiać z Liverpool TV – oficjalną stroną klubu”. Dobrze, skoro tam byliśmy… Nie było chwili, żeby pomyśleć, zrelaksować się, od razu zrozumiałem, że w Anglii rzeczy te były bardzo różne. Musiałem się do tego przyzwyczaić.
Kiedy przyjechałem do Liverpoolu drugi raz po dwóch dniach, nadal nie wiedziałem, że moje życie zmienia się z minuty na minutę. Tyle się działo, że musiałem zrobić krok w tył, zatrzymać to na moment, ale nie było na to szansy. W drodze na prezentację w tamto popołudnie, czekaliśmy na kontrolę paszportową na lotnisku w Liverpoolu, kiedy rozpoznała mnie grupa fanów. Dali mi wspaniałą owację, zacząłem dawać im autografy, ale nie mogłem skończyć, ponieważ musieliśmy przejść kontrolę paszportową. Samochód, który na nas czekał, zawiózł nas na Anfield. W drodze tam, zadzwonił mój bohater z dzieciństwa, Kiko Narvaez, były gracz Atletico Madryt i jedna z gwiazd ich podwójnego zwycięstwa. Zadzwonił, by życzyć mi powodzenia. Słyszał, co powiedziałem rano podczas konferencji prasowej na Calderon i powiedział mi, że myśli, że podjąłem dobrą decyzję. Po wszystkim była cisza w samochodzie, przerywana tylko dźwiękiem silnika. Patrzyłem bezmyślnie w okno jak mijaliśmy miasto. Kiedy minęliśmy Goodison Park, człowiek z Liverpoolu poprosił, żeby się mną opiekować, Owen, powiedział coś. Jorge Lera, mój przyjaciel z Baha Internacional, przetłumaczył mi, wskazując na ziemię: „Powiedział: mam nadzieję, że strzelisz wiele bramek”.
Weszliśmy na Anfield przez Memorial Gate, Jorge tłumaczył to, co wyjaśniał Owen, co stało się na Hillsborough w 1989 roku, kiedy zginęło wielu fanów Liverpoolu. To była tragedia spowodowana przez zaniedbanie, które do dziś nie zostało wyjaśnione. Rick Parry, dyrektor naczelny Liverpoolu, i Rafa Benitez czekali na nas w pokoju, gdzie rodzina zarządu ma czekać w dniu meczu. Pokój, gdzie podpisałem mój kontrakt z Liverpoolem. Margarita Garay, jedna z moich przedstawicieli Bahia, właśnie skończyła robienie drobnych zmian w kilku punktach, kiedy wszedłem. Zrobiłem kilka kroków, patrząc na zdjęcia na ścianach i innych ludzi w pokoju. Nie zareagowałem na żywność, która została dla mnie ustawiona. Kto mógłby jeść w takim momencie? Otrzymałem pióro i podpisałem kontakt, który związał mnie na sześć lat z Liverpoolem. Benitez pogratulował mi w charakterystyczny sposób: „Musisz dostać się do sali gimnastycznej. Jesteś zbyt chudy na grę w Anglii”.
Minęło kilka miesięcy, kiedy poznałem dokładnie każdy kąt stadionu. Jednym z najbardziej symbolicznych miejsc jest szatnia. W dniu meczu idziesz przez wejście dla zawodników przy dźwiękach śpiewu kibiców obok klubowego autobusu. Dalej wzdłuż wąskiego korytarza, skręcasz w prawo i dochodzisz do pokoju, który nie zmienił się przez setki lat. To mały pokój z ławkami, wieszakami na ścianach, dwoma lekarskimi stolikami i innym sprzętem. Zawodnicy zajmują połowę pokoju, trenerzy i pracownicy zaplecza resztę, ale w tym roku przeszli na stare pomieszczenie, aby uzyskać więcej miejsca. Przed każdym meczem, Steven Gerrard lub Dirk Kuyt puszczają muzykę, tak jak Sergio Ramos w reprezentacji Hiszpanii.
Rozglądasz się i myślisz, że jest mało miejsca dla tylu osób, ale to tradycja. W Liverpoolu nie ma miejsca na luksus. Jak Gerrard powiedział Benitezowi, a Robbie Fowler Gerrardowi Houllierowi: „To miejsce, gdzie gracze Liverpoolu zawsze się zmieniają – ci sami piłkarze Liverpoolu, którzy wygrywali wiele tytułów. Nie jesteśmy więksi, niż są oni”.
Szatnia jest przedłużeniem boiska i reszty tła. Anfield nie jest nowoczesnym wielkim stadionem, ale otaczająca go historia jest wiele ważniejsza.
Na drodze na boisko nie można się zgubić: tunel prowadzi jedną drogą, w kierunku największych scen. Na pewno zauważysz ciszę w trakcie twojej drogi. Myślę, że rywale wiedzą, że wydarzy się coś specjalnego, są cicho, starając się poddać chwili. Mały otwór nad schodami jest na wyciągnięcie ręki, rodzaj udawanej poczekalni, cisza przerywana przez graczy i dźwięk „You’ll never walk alone”, dochodzący z zewnątrz. Ta pieść powoduje kołatanie serca, dodaje adrenaliny, jesteś gotów do walki, chcesz ją rozpocząć.
Kiedy podpisałem kontakt z Liverpoolem, w jeden letni wieczór poprosiłem klub, aby dał mi dwadzieścia koszulek z moim nazwiskiem i numerem, żebym mógł zabrać je powrotem do Hiszpanii i dać moim przyjaciołom. To był tak ciężki dzień, że całkowicie o nich zapomniałem, dopóki nie stanąłem na lotnisku Johna Lennona i usłyszałem krzyk Owena, stojącego z torbą w ręce. „Fernando” – zawołał. – „Twoje koszulki”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz