Londyn jest jednym z tych miast, w którym
możesz znaleźć mieszankę kultur i narodowości z całego świata. Od
2011roku jednak zaczęło pojawiać się coraz to więcej hiszpańskich
piłkarzy zasiedlających południowo-zachodnią część stolicy.
Jasne, Chelsea miała już w swojej drużynie
Hiszpanów. Albert Ferrer był pierwszym, później dołączył do niego
Enrique Del Lucas w 2002 roku, następnie Asier Del Horno zatrzymał się u
nas na rok w 2005.
Nowy trend zaczął się od Fernando Torresa, który
przybył w styczniowym „deadline day” niespełna 2 lata temu i od tamtego
czasu w składzie pojawili się Oriol Romeu, Juan Mata czy nie tak dawno
temu Cesar Azpilicueta. Również w sztabie pojawili się tacy Hiszpanie
jak dr Paco Biosca, dr Eva Carneiro czy Ivan Ortega.
Cała wspomniana czwórka piłkarzy pojawiła się
miesiąc temu na scenie na Stamford Bridge w „An Audience With...” gdzie
piłkarze odpowiadali na pytania fanów, wszystko tylko za pomocą języka
angielskiego, Hiszpanie nie musieli porozumiewać się ze sobą w swoim
języku, co pokazało ich szybką adaptację.
Ta trójka, która przybyła stosunkowo niedawno
otwarcie przyznała, że to dzięki Torresowi udało im się tak szybko
zaaklimatyzować w Anglii. Jednak w rozmowie z nami skromnie nie uznaje
tego za wielki wyczyn.
„Nie, nie jestem żadnym autorytetem!” – śmieje się
Torres – „Są pewne rzeczy, których musisz się nauczyć i przyswoić,
dzięki czemu będziesz bardziej przydatny dla drużyny i to jest to co
tutaj robie, ale nie chcę być liderem, może bardziej kimś z kogo możesz
brać przykład jeśli chcesz”
„Wciąż jesteśmy młodzi oraz dobrymi przyjaciółmi.
Gram z Juanem w reprezentacji od 2009 roku, kiedy to razem wystąpiliśmy w
Pucharze Konfederacji i od tamtego czasu jesteśmy przyjaciółmi. Bardzo
się ucieszyłem kiedy przyszedł do Chelsea, a później wspólnie
pomagaliśmy Oriolowi i Cesarowi się zaaklimatyzować. Jest też kilka osób
ze sztabu, zdaje się, że razem jest nam siedmiu. Dzięki temu każdemu
kolejnemu Hiszpanowi będzie łatwiej się tu odnaleźć.”
„Nie ma wśród nas lidera, który odpowiada za
resztę. Pomaganie sobie to coś, co każdy z nas powinien robić i na pewno
Juan nie musi mi za to dziękować.”
„Pamiętam jak pierwszy raz przybyłem do Liverpoolu,
Pepe Reina pomagał mi ze wszystkim i dzięki niemu wszystko stało się
łatwiejsze. Kiedy byłem kapitanem w Athletico to ja próbowałem wszystkim
pomóc. To są pewne podstawy w footballu - trzeba stworzyć atmosferę, a
później grupę przyjaciół. Nie jest to łatwe i nie zawsze się to zdarza,
ale trzeba próbować.”
„Tego właśnie nauczyłem się w Madrycie. Dołączyłem
do Athletico w wieku 16 lat i nikt w szatni nie chciał ze mną rozmawiać.
Nazwali mnie „El Nino” bo nikt nie wiedział jak mam na imię. Nie
podobało mi się to i tak nie powinno być, ale szatnia to skomplikowane
miejsce zwłaszcza, kiedy znajdują się w niej osoby w różnym wieku i ze
wszystkich stron świata.”
„Zostałem kapitanem w wieku 19 lat, a w tej samej
drużynie grał Demetrio Albertini, który wygrał 3 razy Ligę Mistrzów i
Sergi Barjuan z Barcelony, który wygrał wszystko. Mieli ponad 30 lat.
„A ja byłem dzieciakiem z opaską kapitańską, nie
byłem prawdziwym kapitanem, od nich wszystkiego się uczyłem. To oni byli
prawdziwymi liderami.”
„Nie jest łatwo przyjść do jakiegoś nowego miejsca i
znaleźć swoją pozycję. Możesz mieć wrażenie, że ktoś cię nie lubi albo
myślisz, że potrzebujesz nowych przyjaciół. To nie jest łatwe i
osobiście tego nie znoszę. A znając to chcesz chronić piłkarzy, którzy
są osamotnieni.”
„Na ogół jestem trochę nieśmiały i opanowany, ale
ciężko jest kibicować i grać dla Athletico gdzie w tym samym mieście
jest Real Madryt. Są największym klubem na świecie i tak szybko uczysz
się, że walcząc z niesprawiedliwością czujesz się jak mniejszy klub.”
A jeśli chodzi o Chelsea to niesprawiedliwość, jaką
widzi Torres to zanikająca przestrzeń, którą zabiera mu jego kolega.
Mata w klubowym magazynie zdradził, że były piłkarz Liverpoolu jest
coraz to bardziej poirytowany bałaganem jaki tworzy pomocnik. Na zadane
mu pytanie odnośnie tej sytuacji Torres tylko ze zrezygnowaniem kręci
głową.
„Juan? Tak. Chcę tylko przenieść swoją szafkę.”
Odpowiada i mały uśmiech przepełza po jego twarzy „ Nie jest tak źle, bo
ja chcę żeby był koło mnie, ale cały czas muszę stać bo tam jest
bałagan. Po prostu bałagan. Nie jestem w stanie tego opisać. Tam są
magazyny, listy, zdjęcia, kremy, dosłownie wszystko. On nie może nawet
otworzyć szafki, bo jak to zrobi to będzie jeszcze większy rozgardiasz.”
Na szczęście lepiej dogadują się na boisku, ale nawet i poza nim spędzają dużo czasu wspólnie.
„Czasem wyskoczymy gdzieś na kolację albo spotykamy
się w swoich domach i oglądamy telewizję.”- potwierdza Torres – Kiedy
jesteś nowy w mieście to najpierw trzymasz się z ludźmi, których znasz.
Później poznajesz nowych znajomych, ale nic nie stoi na przeszkodzie
żeby się spotykali wszyscy razem.”
To właśnie wspólna praca doprowadziła nas do
sukcesu w zeszłym sezonie i zagwarantowała nam dwa puchary. Torres
przyznaje, że musiał nauczyć się dokonywania pewnych poświęceń dla
wyższego dobra i ci, którzy widzą jego wysiłki nie kwestionują jego
zaangażowania. W zeszłym tygodniu otrzymał Złotego Buta za Euro 2012 i
tłumaczy, że indywidualne sukcesy nie są możliwe bez współpracy z resztą
drużyny.
„Piłka nożna to sport drużynowy, nie indywidualny.
Wygrywamy jako drużyna i każdy wtedy jest lepszy” –akcentuje Hiszpan –
„Jeśli wygrywamy trofeum to mamy szansę na zdobycie indywidualnych
nagród, ale to dlatego że same zwycięstwo było celem całej drużyny.”
„Kiedy zdobywasz Ligę Mistrzów wszyscy stają się
lepszymi, bardziej rozpoznawalnymi zawodnikami, ale jak dostajesz
nagrodę indywidualną, ale z drużyną nie osiągnąłeś sukcesu to to nic nie
znaczy. Musisz wygrać z drużyną i dla drużyny.”
"W swoim życiu przechodzisz przez złe i dobre
chwile, a sam masz do tego różne nastawienie, ale obojętnie jak jest
musisz z tego wszystkiego wyciągać wnioski i się uczyć. Tylko tak możesz
zdobyć cenne doświadczenie"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz