piątek, 22 lutego 2013

Otwarty list do Torresa.



Ostatnio wśród kibiców Chelsea narodziła się nowa moda na pisanie otwartych listów do osób związanych z klubem. Kilka tygodni temu pisaliśmy o petycji fanów skierowanej do Romana Abramowicza w sprawie kontraktu Franka Lamparda. Dziś prezentujemy list, który Rik Sharma skierował do Fernando Torresa.

Drogi Fernando,
Dopóki nie trafiłeś do Chelsea, nie lubiłem Cię. Byłeś dobrym napastnikiem, ale uważałem, że zbyt szybko padasz na murawę i nie potrafisz zaangażować się w walkę. Pamiętam jednak, że gdy podpisałeś kontrakt z Chelsea, poczułem pewne podniecenie i ekscytację.

Na dwa dni przed Twoim złożeniem podpisu pod nową umową, pojawiły się plotki dotyczącego tego transferu. Nie sądziłem, że coś z tego będzie, ale 31 stycznia przeglądałem stronę Sky Sports, nieustannie ją odświeżając i czekając na nowinki transferowe.

Na krótko przed północą oferta była dokonana. Byłem naprawdę podekscytowany. Przestało mieć dla mnie znaczenie to, co sądziłem o Tobie w przeszłości, bo byłeś właśnie tutaj, z nami. Prezent za 50 milionów dla fanów Chelsea i dla Carlo Ancelottiego.

Tydzień później nie było już tak kolorowo. 6 lutego zadebiutowałeś przeciwko swojemu byłemu już klubowi, Liverpoolowi, który, jak mnie poinformowano, wciąż kochasz i do którego wciąż czujesz pewien sentyment. Zostałeś zmieniony w 66 minucie po nieefektywnej grze i to powinien być dla nas pewien sygnał. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co to oznacza.

Oczywiście, wymagaliśmy od Ciebie bardzo dużo także z powodu kwoty, którą kosztowałeś, ale wszyscy wierzyliśmy, że wkrótce zaczniesz strzelać gole. Zdobycie pierwszego zajęło ci ponad 900 minut.

W maju zwolniono Carlo Ancelottiego. Największe przestępstwo Włocha? Niewykorzystanie prezentu za 50 milionów funtów. Na Stamford Bridge zjawił się jednak Villas-Boas i wszyscy wierzyliśmy, że pod jego wodzą obudzisz się.

Pierwszy mecz nowego sezonu, przeciwko Stoke, znowu nie był Twoim popisem. W meczu z Manchesterem United na Old Trafford strzeliłeś co prawda gola, ale chwilę później nie trafiłeś do pustej bramki.

Mieliśmy nadzieję, że wydarzenie to nie zachwiało Twej pewności siebie, że wciąz potrafisz zdobywać bramki. W kolejnym meczu przeciwko Swansea strzeliłeś gola i wszystko było w jak najlepszym porządku. Przez około 10 minut, bo później zostałeś wysłany do szatni za faul, którego konsekwencją była czerwona kartka.

Kolejne dwa trafienia przyszły w meczu z Genk. To było to! To był Torres, na jakiego czekaliśmy. Potem wszystko znów ustało. Minęło sporo czasu, zanim strzeliłeś dwa gole w spotkaniu z Leicester.

W tym czasie zwolniony został Andre, kolejny kamyczek do ogródka Fernando Torresa. Zastąpił go Roberto di Matteo, który dał nam tak wiele radości, ale nawet on nie potrafił Ciebie odblokować.

Nieważne, co zrobiłeś, lub raczej czego nie zrobiłeś dla Chelsea, na pewno nigdy nie zapomnimy tego, co zrobiłeś w rewanżowym meczu z Barceloną na Camp Nou. Gdybyś nie strzelił, pewnie i tak pojechalibyśmy do Monachium, ale dałeś nam pewność i spokój w końcówce spotkania.

Każdy dzień po tym trafieniu przynosił nam nowe filmy na YouTube, przedstawiające celebrację kibiców Chelsea ze stadionu, z barów, z domów. Wtedy byłeś bohaterem. W finale w Monachium nie miałeś wiele do powiedzenia, bo tam gwiazdą był Didier Drogba.

Nowy sezon zapowiadał się świetnie. Juan Mata, Eden Hazard i Oscar wydawali się być idealnymi graczami, zdolnymi pomóc Tobie w drodze do powrotu na sam szczyt. Ty także nie próżnowałeś - byłeś najlepszym strzelcem na Euro 2012.

Ale Di Matteo po raz kolejny nie podołał zadaniu. Zdarzało Ci się strzelać gole, w naprawdę imponującym stylu, ale to wciąż było za mało. Włoch został zwolniony, na Stamford Bridge trafił Rafa Benitez, którego nie lubimy. To on miał Cię ostatecznie obudzić.

Przyjrzyjmy się teraz temu, gdzie jesteśmy. W swoim setnym występie dla Chelsea zostałeś wygwizdany przez fanów - tych wszystkich, którzy wspierali Cię przez cały Twój czas w Londynie i nigdy nie dali Ci poznać, że coś jest nie tak. Rozumiemy, że nie wybierałeś kwoty, jaką za Ciebie zapłacono. Moje pytanie brzmi - na ile Ty wyceniłbyś siebie?

Wkrótce będziesz miał 29 lat. Nie jestem pewien, czy wrócisz jeszcze do dawnej dyspozycji. Jedynego gola w ostatnich czternastu meczach strzeliłeś w starciu z Brentford. Nie ma się czym zachwycać - nawet w tym meczu do momentu trafienia do siatki rywala, grałeś po prostu słabo.

Co możesz teraz uczynić? Sądzę, że powrót do Atletico Madryt byłby właściwym rozwiązaniem. Wciąż jesteś legendą tego klubu, tam możesz być prawdziwą gwiazdą. Czy będą chcieli Twojego powrotu? To już zupełnie inna kwestia.

Niektórzy fani Liverpoolu także uważają, że chcieliby Cię widzieć na Anfield. Ale uważam, że Liverpool ma wystarczająco dużo kłopotów, zajmując pozycję w środku ligowej tabeli, niepotrzebny im więc kolejny, tym razem z Tobą.

Ciężko powiedzieć, co przyniesie przyszłość. Jedno jest jednak pewne. Po 19. maja nie ma już dla Ciebie na Stamford Bridge miejsca. To nie tak miało wyglądać.

Rik Sharma

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz